Gondor vs Moria – relacja z pierwszego (po latach) starcia w Middle-Earth SBG!

Cześć 🙂 Minął kwartał, a ja…zagrałem w bitewniaki jeden jedyny raz. Nie była to wszakże po prostu partia, a miłe spotkanie zwieńczone nauką zasad przepełnioną luzem i śmiechem. Zbierałem się do tego Władcy Pierścieni, aż w końcu się udało. Przed wami relacja z lekkiego starcia w Middle-Earth, które rozegrałem z Szymonem. To zarazem debiut mojego Gondoru przeciwko jego wojakom z Morii i zwiastun czegoś nowego w moim hobby 🙂

Format 400 punktów, a scenariusz to podręcznikowy nr 2: To the Death. Punkty za eliminację lub ranienie dowódców, bronienie swoich sztandarów (o ile się posiada – nie posiadaliśmy), obniżenie stanu wojsk rywala do 25% stanu wyjściowego oraz za doprowadzenie armii rywala do stanu rozbicia. Wybraliśmy go na miejscu, nie chcąc komplikować nadto pierwszej partii (dla mnie – po naprawdę wielu latach) 🙂

Faramir, dowodzący małym kontyngentem sił Gondoru, dotarł o wiele dalej niż zakładał. Pościg za grupą orków doprowadził go w pobliże jednego z wyjść z Morii. Rywale doczekali się zatem nieoczekiwanego starcia, a syn namiestnika Minas Tirith zmuszony był przyjąć walkę.

Jego siły prezentowały się okazale. Pierwsze szeregi zdominowały srebro i wspierająca go czerń – jakże charakterystyczne barwy dla stolicy ludzi. Obok liniowych wojowników kroczyło dostojnie czterech Strażników Fontanny, dodając otuchy pozostałym sprzymierzeńcom. W pobliżu, lekko na przedpolu, kręcił się zwiad, który prędko pomknął naprzód wyszukując miejsc do oddania strzału.

Lewą flankę otwierał niewielki patrol kawalerii. Konie niespokojnie wierzgały i prychały, przeczuwając nadciągające niebezpieczeństwo. Rywale zbliżali się i…

Tak, mieli trolla. Ogromna bestia, górująca nad zwykłymi śmiertelnikami, wzbudzała przerażenie w sercach tych, którzy pierwszy raz w życiu widzieli tę okropność przywleczoną z głębi od dawna utraconej Morii. Wokół niej usadowiły się trzy goblińskie watahy, uzbrojone lepiej lub gorzej – od okutych tarcz przez pojedyncze elementy pancerza aż po zupełnie improwizowaną broń ręczną lub krótkie łuki. Pochodem dowodził sam Durzburz, Król Morii, posyłając na front swoich kapitanów.

Goblińscy wodzowie zakrzyknęli i armia pobiegła naprzód. Faramir podzielił wojska na dwie drużyny, oplatające idealnie pobliski pagórek. Lewą jego stroną bezpiecznie pomknęli kawalerzyści, już szukający sposobności do nabicia na lance kopalnianych pokurczów. Kapitan Gondoru nawoływał także piechotę, by kroczyła krok w krok za kawalerią, usiłując dotrzymać tempa starcia.

Melodia łuków zaintonowała bitwę. Najbliżej idący goblin przyjął na swoją tarczę aż trzy strzały, jednak żadna kolejna nie przebiła się głębiej.

Konni nie mogli dłużej zwlekać, bowiem każdy skok rumaków nieubłaganie zbliżał ich do nieprzyjaciół. W końcu opuścili lance i uderzyli, zderzając się z najsłabiej uzbrojonymi zielonoskórymi.

Nie wszystko poszło po myśli Faramira. Rzeczywiście, jeden z konnych z impetem wdarł się w szeregi Morii znacząc bezpardonową szarżę stratowanymi wrogami, ale jego kompan nie miał tyle szczęścia. Lanca zamiast trafić w kapitana wbiła się w ziemię, goblin zadał zdradziecki cios, a pędzący koń zrzucił martwego jeźdźca. Trzeci towarzysz przegrał zwarcie z dwoma wrogami i musiał zrejterować.

Tymczasem drużyna z prawej zakradała się do pagórka, chcąc oprzeć o niego linię obrony wobec posiadających liczebną przewagę goblinów maszerujących w dwóch bandach. Wrogowie jednak nie spieszyli się, jak gdyby oczekując rozstrzygnięcia w niewielkim przesmyku obok.

Kapitan Gondoru jako pierwszy ruszył w sukurs kawalerii. Wojsko uformowało szyk i uderzyło. Wrogi heros stanął w szranki, jednak cios oficera Minas Tirith pokarał go i odrzucił wstecz. Goblin nie zawahał się przed dalszym pojedynkiem, ale tego dnia nie mógł mierzyć się z pełnym determinacji kapitanem Gondoru, który bezbłędnie przebił się przez jego zasłonę po raz drugi.

Natarcie trwało, a cięciwy ponownie zagrały. Dwójka przypadkowych goblinów padła na wznak, ale ich kompani motywowani przez samego króla ani myśleli cokolwiek sobie z tego robić. Co więcej, gobliny uzbrojone w łuki wdrapały się na wysoką skałę, z której roztaczał się dogodny widok na pole bitwy. Ich głównym celem pozostawały wrogie wierzchowce, choć ostatecznie udało im się upolować zwiadowcę Gondoru.

Nie bez problemów wojska stolicy przebijały się przez zdezorientowanych goblinów, którzy stawiali zacięty opór. W powstałym chaosie niektórzy z przybyszów z Morii walczyli tak nieskutecznie, że…ginęli od własnych ciosów! Tymczasem największe zagrożenie czaiło się po drugiej stronie, co kapitan spostrzegł kątem oka.

Na wzgórze wdrapał się troll. Niektórym odjęło dech w piersiach ze strachu, ale Faramir podtrzymywał morale. Wojownicy wspierani przez zwiadowców oraz Strażnika Fontanny obskoczyli bestię, asekurowaną przez goblińskiego herszta oraz włócznika, chcąc jak najszybciej zatopić swoje ostrza w wielkim cielsku.

Wprawdzie troll był stosunkowo łatwym celem do trafienia, ale trudnym do powalenia. Gdy wydawało się, że miecze i włócznie sięgną jego torsu ten nagle ryknął, uchwycił pierwszego z brzegu człowieka jak szmacianą lalkę, po czym cisnął nim po towarzyszach. Aż trzech Gondorczyków konało w męczarniach spowodowanych atakiem stwora. Odwaga pozostałych zawisła na włosku.

Tymczasem gobliny podjęły próbę okrążenia prawego skrzydła, jednak tutaj czekało je srogie rozczarowanie. Ludzie, chwilowo wstrząśnięci atakiem bestii, ani myśleli czekać na przypieczętowanie swojego losu.

Strażnicy Fontanny pod wodzą Faramira śmiało rzucili się na nieprzyjaciół. Sytuacja była na tyle poważna, że kolejni zwiadowcy zmuszeni byli schwycić za włócznie, nie mogąc z bezpieczniejszej odległości razić do wrogów. Ostatnią salwą powalili dwóch goblinów, po czym wpadli w wir walki.

Król Morii działał raczej asekuracyjnie, wspierając hordę tam, gdzie naprawdę było to konieczne. Z kolei dowódca Gondoru nie ruszał się nigdzie bez obstawy, nie chcąc ryzykować przypadkowej rany.

Gobliny w końcu skoczyły do ataku. W szamotaninie, ku zaskoczeniu dowódcy Minas Tirith, udało im się błyskawicznie wyeliminować Strażników Fontanny, co wstrząsnęło szykiem obronnym ludzi. Troll ponownie pochwycił jednego z walczących i cisnął nim w kotłujący się tłum u stóp wysokiego zbocza okupowanego przez goblińskich łuczników. Kolejni wojacy z Minas Tirith padli, ale bezmyślny stwór zdołał powalić na ziemię także swoich współplemieńców. O tarcze ludzi dzwoniły wystrzeliwane spod lasu strzały.

Gondor trzymał linię pomimo strat, odpierając tłum najeźdźców z Morii. Miecze i włócznie niezmordowanie szukały celów zarówno wśród ludzi, jak i goblinów. Gdy Minas Tirith usiłowało kontrować, to przybysze z kopalni ciasno zwierali szeregi i ponownie odrzucali ludzi na wyjściowe pozycje.

W końcu jednak szala musiała przechylić się na którąś ze stron. Ludzie popadli w pewne tarapaty, bowiem w pierwszej linii stanąć musieli zwiadowcy. Świadczyło to o kurczących się siłach wojsk stolicy. Nie bez znaczenia była obecność kapitana, który przybiegł wprost z lewej flanki i zagrzewał do boju rodaków. Jednak to gobliny z Morii dotkliwiej odczuły tę potyczkę i w kilku miejscach chciały pierzchać, widząc zawziętość podkomendnych Faramira.

Durzburz wciąż nawoływał do walki dzieci Morii, a sam przemknął za plecami trolla, chcąc odeprzeć groźny atak kawalerzysty. W mig zrzucił go z siodła i dobił na ziemi. Po chwili, gdy poczuł pierwszą krew, popędził po głowę kolejnego śmiałka na wierzchowcu, ale przeliczył się i musiał wycofać, gdyż groziło mu stratowanie.

Bitwa chyliła się ku końcowi. Ze scenariuszem lepiej poradziło sobie Minas Tirith, doprowadzając armię Morii do rozbicia, samemu go unikając (o dwóch wojowników od granicy). Za to scenariusz nagrodził Gondorczyków aż 5 punktami! 🙂 Żaden z nas nie zranił wrogiego dowódcy ani nie sprowadził armii rywala do progu 25% stanu wyjściowego. Brak także było sztandarów. Ostatecznie więc zaliczam pierwsze zwycięstwo, ale przede wszystkim miło spędzam czas 🙂

Sama gra ma przyjemny vibe. Nie czuć to pośpiechu, presji. To rzeczywiście skirmish, gdzie jest wpływ na los każdego jednego modelu. Przydzielanie żołnierzy do starć to fajna sprawa. Zagrałem i chcę grać dalej, ale tylko na lajciku, czując klimat starć Śródziemia. Dzięki Szymon!

2 myśli w temacie “Gondor vs Moria – relacja z pierwszego (po latach) starcia w Middle-Earth SBG!

Add yours

  1. Coś się popsuło i nie widziałem strony przez tydzień…

    Dzięki za sytą gierę, Moriasy już się robią na bóstwo na kolejne starcia. Będą pająki musowo, więc szykuj laczki;)

    Narrander

    1. Haha, no dobra – trzeba chyba będzie wytoczyć zza murów Minas Tirith coś cięższego niż miecze i włócznie 😀 Do zobaczenia 🙂

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

Website Powered by WordPress.com.

Up ↑